Bądź na bieżąco

Aktualności

Alkazar z pierwszej linii ognia


Nieśli pociechę żołnierzom i ludności cywilnej Warszawy, szczególnie w czasie powstania. Wśród charyzmatycznych kapelanów AK byli bł. Michał Czartoryski OP, bł. ks. Józef Stanek SAC, ks. Jan Zieja, ale także mniej znany ks. Zygmunt Trószyński, marianin .


Jeszcze 20 lat temu historycy byli w stanie wymienić zaledwie kilkadziesiąt nazwisk i pseudonimów kapelanów powstańczych. Dr Maciej Kledzik w wydanej w 2004 r. przez Muzeum Powstania Warszawskiego publikacji „Gdy zaczniemy walczyć miłością" wymienia ich już ok. 100, do tego ponad 50 znanych jedynie z pseudonimu, 45 kapelanów szpitalnych, kilkudziesięciu kapłanów parafialnych i zakonnych, i tyle samo z nieustalonych parafii.

NIE MA DOMU BEZ OŁTARZA
Kapelani przez cały czas byli obecni przy powstańcach. Generał Antoni Chruściel „Monter" II sierpnia wydał polecenie wprowadzenia w oddziałach modlitw po-rannych i wieczornych. Dlatego kapela-ni, gdzie tylko mogli - w mieszkaniach prywatnych lub na wolnym powietrzu. - codziennie sprawowali Najświętszą Ofiarę dla żołnierzy oraz okolicznych mieszkańców. „Biuletyn Informacyjny" z 10 sierpnia 1944 r. donosił: „Nie ma dziś prawie domu w Warszawie bez urządzonego przez mieszkańców ołtarza. Często księża z opaskami biało-czerwonymi na rękawach odprawiają przy nich Msze św. [...] W wielu oddziałach księża kapelani udzielają żołnierzom przed walką rozgrzeszenia zbiorowego i Komunii św. Nastrój na nabożeństwach jest bardzo podniosły. Na zakończenie każdego intonowany jest hymn i »Boże, coś Polskę«".
Spowiadali, opiekowali się rannymi w szpitalach, udzielali chrztów i ok.300 ślubów. Święcili sztandary oddziałów. Roz-dawali medaliki z Matką Bożą, grzebali zmarłych. Po każdym ataku czy nalocie kapelani udzielali rozgrzeszenia in articulo mortis. Do ich obowiązków należało też przyjmowanie przysięgi od żołnierzy podziemia.
Ksiądz major Stefan Kowalczyk „Biblia", szef Służby Duszpasterskiej AK w powstaniu, pisał 21 sierpnia 1944 r. w apelu do żołnierzy, że „wszelka siła materialna bez duchowych wartości Bożych może osiągnąć czasowe sukcesy, ale zwycięstwa ostatecznego nigdy". To jego biskup polowy Wojska Polskiego Józef Gawlina, opuszczając Warszawę, mianował swoim wikariuszem generalnym. I to on zwołał też ostatnią od-prawe, I sierpnia 1944 roku o 11.00. Stawiło się na niej 14 księży, w tym ks. Zygmunt Trószyński „Alkazar" - kapelan Żoliborza, człowiek niezwykły, nawet jak na wyjątkowe czasy powstania.

TAM, GDZIE BYWAŁ SOBIESKI
Zasłynął z heroicznej postawy, odprawiając Msze św. w skrajnie niebezpiecznych warunkach, ratując rannych. „Nalot samolotów bombowych i najsilniejszy choćby ogień artylerii, moździerzy i granatników nie zdołał powstrzymać ks. Alkazara. Docierał do wysuniętych barykad i okopów, przynosząc chłopcom papierosy, kawałek chleba, owoce, pomidory. Na placówkach odprawiał Msze św., spowiadał, komunikował chłopców i dziewczęta. Codziennie długie godziny spędzał w szpitalach polowych, pełniąc obowiązki kapłańskie, niosąc rannym pomoc religijną umacniał na duchu, w upalne dni przynosił wodę i owoce. Niejednokrotnie można go było spotkać spieszącego z oddziałem powstańczym lub sanitariuszkami na zagrożony odcinek czy do jakiejś akcji. Wysoki, chudy jak szczapa, z kosmykiem białych włosów na głowie - w sutannie podziurawionej pociskami, zawsze w fioletowej stule - był wszędzie obecny i niestrudzenie pełniący swoją misję" - pisał o nim w książce „Wierni Bogu i Ojczyźnie" jeden z kronikarzy powstania, Stanisław Podlewski. Ksiądz Zygmunt Troszyński niemal cale swoje życie związał z Marymontem. Urodził się jako najmłodszy z dwanaściorga dzieci 4 grudnia 1886 r. Był synem wójta Młocin - Mikołaja i Marii Rychter. Rodzina zamieszkała w Rudzie Marymonckiej, dzisiejszym osiedlu w pobliżu Lasu Bielańskiego. W 1908 r., pod wpływem polskich księży i kleryków, m.in. ks. Jacka Woronieckiego i kl. Władysława Korniłowicza, spotkanych na uniwersytecie we Fryburgu Szwajcarskim, porzucił studia matematyczne na rzecz teologii. Dwa lata później, już w Warszawie, został przyjęty na III rok seminarium duchownego. Po przyjęciu w 1913 r. święceń kapłańskich z rąk bp. Kazimierza Ruszkiewicza na krótko został wikarym w Kołbieli, a następnie w Wiskitkach. W 1915 r., po bitwie o Wolę Szydłowiecką, posługując rannym żołnierzom nabawił się zapalenia płuc. Leczony m.in. w Otwocku, spotkał tam kolejnego marianina, bł. ks. Jerzego Matulewicza.
Rok później złożył na jego ręce pierwsze śluby w Zgromadzeniu Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia NMP. a w 1919 r. – wieczyste. W czasie Bitwy Warszawskiej i później pełnił obowiązki duszpasterskie w Pociągach sanitarnych na Dworcu Gdańskim i przy Urzędzie Duszpasterskim Saperów na Powązkach i Marymoncie. W tym samym czasie był wikariuszem parafii Niepokalanego Poczęcia NMP na warszawskich Bielanach. W 1926 r. został proboszczem parafii MB Królowej Polski na Marymoncie, gdzie organizował pomoc dla najbiedniejszych w ramach założonego przez siebie parafialnego oddziału Caritas. Już wcześniej rozwijał tu duszpasterstwo i pomoc charytatywną dla tysięcy ludzi zaniedbanych i potrzebujących. Od biskupa polowego Stanisława Galla otrzymał do pomocy ks. Michała Sopoćkę, kapelana wojskowego i spowiednika św. Faustyny, który od 1922 r. pracował przy koszarowej kaplicy. Powstała ona w miejscu wybudowanego przez Marysieńkę Sobieską letniego pałacyku, zamienionego w XIX w. na siedzibę Wyższej Szkoły Rolniczej, prekursora dzisiejszej SGGW.

ŚWIĘTY FRANCISZEK z MARYMONTU
Ksiądz Zygmunt Trószyński dał się poznać jako „Franciszek z Marymontu". Troszczył się o dzieci: otworzył kil-ka przedszkoli, organizował dożywianie na Marymoncie i w Młocinach, otworzył kilka kuchni. Nowe wyzwania przyniósł wybuch II wojny światowej. W przeddzień kapitulacji Warszawy Niemcy zajęli Masz-tor Zgromadzenia Księży Marianów na Bielanach. Opiekował się uciekinierami i żołnierzami, zwłaszcza rannymi, przygarniał zagubione dzieci. Przy ul. Lipowej otworzył schronisko dla żołnierzy-rekonwalescentów i siedziby tajnej organizacji Pomoc Żołnierzowi; wysyłał paczki do jeńców w oflagach i stalagach. Odprawiał Mszę św. polową dla żołnierzy na Dworcu Gdańskim, udzielał absolucji, spowiadał. Wygłaszał patriotyczne kazania, za co kilkakrotnie wzywany był na al. Szucha. Tam go bito, cytując mu fragmenty jego kazań. Grożono, by przestał, jeśli nie chce powiększyć grona świętych w niebie. A on głosił prawdę z jeszcze większą mocą, ze faszyzm się nie ostoi, bo Antychryst nie może zwyciężyć. Należał do osób najbardziej zasłużonych dla ratowania Żydów. Dzieciom żydowskim wystawiał „lewe” metryki, ukrywał je na plebanii, u zakonnic i w rodzinach. „W zniszczonej sutannie i często w podartych butach wędrował jak współczesny święty Franciszek, rozdając na prawo i lewo, co mógł: własną odzież, pieniądze, żywność lub choćby serdeczne słowa pełne wyrozumienia dla ludzkich błędów" - wspominała później jedna z parafianek.
Ksiądz Trószyński, oprócz pracy duszpasterskiej i charytatywnej, działał aktywnie w konspiracji, szczególnie przy kolportażu prasy podziemnej. Wiosną 1943 r. został kapelanem AK przy parafii św. Jerzego w randze kapitana, awansowanym do rangi majora. Podczas Powstania Warszawskiego był kapelanem VIII Dywizji Piechoty, noszącym pseudonim „Alkazar". Pisano o nim, że „był zawsze wśród żołnierzy na pierwszej linii ognia, niosąc im nie tylko pomoc kapłańską, ale i zwyczajną, ludzką pomoc", a także otuchę, przykład chrześcijańskiego miłosierdzia, a przede wszystkim gorliwą wiarę w pomoc i opiekę Matki Bożej.
Wynosił rannych z pola walki i dźwigał do powstańczego szpitala. Sam również został ranny, 16 września 1944 r. Kazał jednak leczyć bardziej potrzebujących.
Plebania i inne zabudowania przy kościele na ulicy Gdańskiej służyły nie tylko jako miejsce modlitwy, ale także jako punkt kontaktowy, magazyn broni, amunicji, granatów, opatrunków i prasy podziemnej.

NAUCZYŁ MNIE MODIIĆ SIĘ
Chodził z krzyżem w ręku po całym Żoliborzu i Marymoncie. Jako naczelny kapelan obwodu „Żywiciel" ofiarnie służył powstańcom, grzebiąc zmarłych i podnosząc na duchu pozostałych. Między 1 a 3 października 1944 r. wraz z grupą rannych pod eskortą dwóch niemieckich żołnierzy został wyprowadzony na Bielany do szpitala powstańczego. Po kilku dniach przeszedł przez Izabelin, Grodzisk, Pruszków i Milanówek. Według relacji, wszędzie ratował ludzi, którzy do niego biegli, całowali go po rękach, klękali na śniegu. On ich błogosławił i pocieszał. Gdy było to możliwe, w styczniu 1945 r. powrócił do Warszawy i swoich parafian, czyniąc dalej to, co umiał najlepiej - był znowu św. Franciszkiem z Marymontu. Kościół był wtedy w ruinie, więc pierwszą Mszę św. w swojej parafii odprawił 21 stycznia przy ul. Marymonckiej 66. Zabiegał o odbudowę świątyni, ale jednocześnie prowadził kilka kuchni dożywiających setki ludzi, organizował ochronki dla dzieci, a także ekshumację ofiar wojny. Przy marymonckiej parafii odbywały się po wojnie spotkania oddziału „Żywiciel", a dla sierot po poległych powstańcach ks. Trószyński zorganizował w odremontowanym budynku dawnej Szkoły Obrony Przeciwgazowej bursę im. gen. Stefana Grota-Roweckiego. To wszystko nie podobało się władzom komunistycznym. 17 stycznia 1949 r. został aresztowany i osadzony przy ul. Rakowieckiej, w słynnym Pawilonie X, przeznaczanym dla oczekujących na wyrok śmierci.
„Pod ojcowską opieką księdza Zygmunta największe i najlepsze rekolekcje swego życia. Nauczył mnie na nowo modlić się. Zacząłem rozumieć sens odmawianego wspólnie Różańca” - wspominał później Zbigniew Syrewicz, jeden z wielu znajomych AK-owców spotkanych w areszcie UB na Mokotowie. Oczywiście za te posługi ks. Trószyński otrzymywał dodatkowe, okrutne kary. Oskarżono go o działalność antypaństwową w grupie działaczy AK, a w wyroku podano, że „usiłował przemocą usunąć ustanowione organy zwierzchniej władzy Narodu oraz zmienić ustrój Państwa Polskiego". Zwolniono go po czterech latach, 18 stycznia 1953 r. Mierzący 190 cm wzrostu siwiuteńki kapłan z blizną na policzku ważył zaledwie 40 kg. Jednak nie skarżył się na oprawców. „Pan Bóg mnie tam potrzebował" - mówił tylko. Mimo 67 lat byt nadal pełen chęci do pracy.
Krótko po jubileuszu 50-lecia kapłaństwa w kwietniu 1964 r. znalazł się w szpitalu. Zmarł 22 czerwca 1965 roku w Domu Księży Emerytów w Otwocku. 3 dni później w pogrzebie celebrowanym przez bp. Zygmunta Choromańskiego uczestniczyły tłumy wiernych. Niekończący się kondukt na wawrzyszewski cmentarz szedł za trumną niesioną przez oficerów ze wszystkich żoliborskich zgrupowań AK dywizji „2y-wiciel".
Już rok po śmierci na ścianie marymonckiej świątyni zawisło epitafium z napisem: „Opiekun biednych, wcielenie ideału ubóstwa i pokory. Serce pełne ewangelicznej miłości. Wielki Syn Ojczyzny". Wkrótce też grupa wdzięcznych mu osób rozpoczęła starania o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego.
Tomasz Gołąb[1]
 

[1] tomasz.golab@gosc.pl. Artykuł ukazał się w warszawskiej wkładce do „Gościa niedzielnego” („Gość warszawski”), 31.07 2022 s. VI-VII