Bądź na bieżąco

Aktualności

Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!


Wczoraj zmarł mój współbrat ks. Wiktor Krawczyk z domu zakonnego w Licheniu. Chcę napisać o nim pewne świadectwo.
W latach 1966-1971;ks. Wiktor pracował na warszawskim Marymoncie, czyli w mojej rodzinnej parafii. Byłem za mały, żeby go zapamiętać z tamtego czasu, ale bardzo dobrze zapamiętał go mój Tata. Tata był wtedy na etapie stopniowego powracania do Kościoła po latach uważania się za agnostyka. Na początku lat 70. chodził w niedziele do kościoła, ale jeszcze trzymał się na dystans i nie przystępował do sakramentów. W którąś z niedziel był na Mszy odprawianej przez ks. Wiktora Krawczyka i była Ewangelia z 6. rozdziału Jana, zakończenie mowy eucharystycznej Jezusa. Ks. Wiktor w homilii szczególnie wyakcentował odpowiedź Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” i to bardzo głęboko trafiło do mojego Taty, który, jak potem opowiadał, sam przed sobą musiał uczciwie przyznać, że poza Słowem Bożym nie ma na czym oprzeć swojego życia, że nic nie jest na tyle trwałe lub na tyle godne zaufania, żeby mógł na tym budować swoją egzystencję. Ta homilia była jednym z kamieni milowych na drodze do pełnego powrotu do wiary. W ten sposób ks. Wiktor stał się ważnym ogniwem w historii nawrócenia mego Taty, który na zawsze zachował ks. Wiktora w bardzo życzliwej pamięci. Tata mój zmarł w sierpniu zeszłego roku. Jestem przekonany, że na sądzie Bożym, przed którym teraz stoi ks. Wiktor, Tata jest jednym ze świadków obrony

Być ogniwem w łańcuchu zbawienia innych osób to największe błogosławieństwo z możliwych.

Requiem aeternam dona ei, Domine, et lux perpetua luceat ei. Requiescat in pace! Amen.

źródło: liturgia.pl

Świadectwo przesłała też pani Mariola:

Niestety nie było mi dane bliżej poznać śp. Ks Wiktora Krawczyka, ale pomoc jak i miłosierdzie, którego doświadczyłam podczas przypadkowej spowiedzi u Ks. Wiktora wystarczą, by z całą pewnością stwierdzić, że był to Kapłan o wielkim sercu, dobroci, pokorze i wierze. Miłosierdzie było widać nie tylko w jego spojrzeniu, dosyć już zmęczonym, ale i można było je usłyszeć w zapewnieniu o jego modlitwie, jak i tym, że Ksiądz nie zostawił mnie z problemem samej, lecz poszukał dla mnie pomocy.
Gdyby nie ta spowiedź, pewien bieg zdarzeń w moim życiu nigdy by się nie wydarzył, a ja, nie doświadczyłabym tak wielu znaczących łask Bożych, jak i wsparcia.
Jednak najlepszym świadectwem tego, jakim Księdzem był Ks. Krawczyk, jest sam fakt, że znałam go nie więcej niż kwadrans, a rozmowa ta zapisała się w pamięci mojego serca tak bardzo, że gdy dowiedziałam się o jego śmierci, przyjechałam z Łodzi do Lichenia, by towarzyszyć mu w ostatnim pożegnaniu. Gdy kilka łez spłynęło po moim policzku pomyślałam, że gdy odchodzi tak dobry Marianin to jakby ten świat tracił anioła.